sobota, sierpnia 21, 2021

Rokka no Yuusha / Braves of the Six Flowers / 六花の勇者

The Book of Bantorra to jedno z moich ulubionych anime w ogóle, którego fabuła zawierała takie odpały, że mało która seria może się równać. 27 odcinków adaptowało 10 tomików light novel, co zmusza studio do wycinania bulszitu i zostawiania tego, co najważniejsze - zabieg ten potrafi być zbawienny i może uchronić widza przed dużą dawką czegoś, co pieszczotliwie nazywam "smętnym pierdoleniem" - postacie w light novels potrafią snuć bardzo abstrakcyjne przemyślenia i porównania, które może dla przeciętnego Japończyka mają jakiś sens, ale zazwyczaj rozwalają się o mur kiepskiego tłumaczenia na angielski. Tymczasem anime Rokka no Yuusha na adaptację jednego tomiku light novel poświęca 12 odcinków...

Pierwsze, co zwraca uwagę, to stylistyka - budynki i niektóre stroje przypominają te cywilizacji Ameryki Południowej, dorżniętych potem przez konkwistadorów. Nic z tego dla fabuły anime nie wynika, a przynajmniej ja tego nie zauważyłem. Nieważne - lore jest takie, że co jakiś czas na półwyspie pełnym toksycznego syfu odradza się Demon Lord, wysyłający zastępy potworów, by mordowały mieszkańców kontynentu. Jednak bogini wyznacza do walki z nim sześciu Bohaterów, których łatwo można poznać po tym, że na ich ciele pojawia się symbol kwiatu złożonego z sześciu płatków. Bohaterowie mają się zebrać, pójść do krainy toksycznego syfu i naklepać Demon Lorda, aby zapewnić ludziom spokój na kolejne parę setek lat.

Oprócz tego istnieją tak zwani "Święci", którzy dysponują jakąś mocą: przywoływania ostrzy, poruszania skał, tworzenia mgły, wywoływania ognia i tak dalej. Albo anime kiepsko to tłumaczy, albo ten system mocy nie ma sensu - niby może być tylko jeden Święty danego "typu" i wszyscy są znani, ale pojawiają się nowe typy, o których wcześniej nie słyszano; Święci mogą być równocześnie Bohaterami; Święci mogą być nawet silniejsi od niektórych Bohaterów i tak dalej. Miałem ochotę czepiać się dużo większej ilości szczegółów, no ale dobra: odradza się Demon Lord, a powołani Bohaterowie wyruszają w podróż, oto i oni:


Adlet Mayer. Wyobraźcie sobie zawsze pozytywnego i pełnego energii bohatera shounena, a potem odejmijcie wszystkie cechy, które mogą sprawić, że bohater jest sympatyczny. Adlet jest denerwującym, natarczywym błaznem, który każdemu wciska kit, że jest "najsilniejszym człowiekiem", choć tak naprawdę jest tylko w miarę zwinny i ma dużo dziwnych broni, niczym ninja. Choć i tak najwięcej czasu spędza na mówieniu o przyjaźni, zaufaniu i uczuciach - w tak naiwny i irytujący sposób, że nawet pozostali Bohaterowie mają go za uciążliwego głupca, a co dopiero widz. Aha, to główna postać tego anime.


Nashetania (Loei Piena Augustra) to księżniczka zagrożonego królestwa, jedna z Szóstki i równocześnie Święta od Ostrzy: potrafi generować je z powietrza i ciskać we wroga, z dość dobrym skutkiem - ostrza skutecznie szatkują tak potwory, jak i otoczenie. Sama w sobie jest dość słaba i jeśli ktoś podejdzie ją z zaskoczenia, to jeden strzał na maskę i leży. Ma swojego simpa (o nim za chwilę), który robi za tanka, podczas gdy Nashetania jest damage dealerem.

Z charakteru naiwna, zupełnie jak ktoś, kto całe życie spędził w pałacu, i bez większego doświadczenia w prawdziwej bitwie. Jako jedyna zaufała Adletowi, denerwującemu przybłędzie znikąd, i razem wyruszają w podróż, gdy pojawia się omen zwiastujący powrót Demon Lorda. Czerwone oczy i strój przypominający królicze uszy wyglądają dość tandetnie, poza tym anime chyba próbuje ją sprzedać jako materiał fanserwisowy #nikogo.

 

Goldov to wspomniany simp-tank księżniczki, wierny niczym pies. Przeciętny pies ma jednak bardziej interesującą i złożoną osobowość od tego osobnika, który zazwyczaj zajmuje się opieraniem o ścianę i mruczeniem pod nosem swoim zaskakująco niskim jak na nastolatka głosem. Potrafi mocno przyklepać i jest bardzo silny, ale jego strój kojarzy mi się ze... ślimakiem? Pewnie przez ten hełm. Klatkę piersiową spina mu pas, który wygląda jak biustonosz i całość wygląda niezwykle wręcz obciachowo.




Flemie/Fremy nosi pasek na klatce piersiowej jako biustonosz i wygląda to niezwykle atrakcyjnie, design 10/10 would order a wallscroll. Z przyjemnością też informuję, że cosplay Flemie istnieje. Niestety tu pozytywy się kończą - osobowość tej postaci to angsty kuudere, jeśli można to tak opisać: zimna........ wycofana........ pragnie zabić wszystkich............... za to, co mi zrobili.............

Mimo że Flemie ma odpowiedzi na wiele pytań fabularnych, reszta pyta ją tylko o mizerną część tego, czego powinni się dowiedzieć. Między nią a Adletem wydaje się iskrzyć, ale wszelkie próby wyrażenia emocji przez którąś ze stron to solidna dawka cringe'u, a w najlepszym przypadku nudziarstwa.





Po paru odcinkach Bohaterowie w końcu zbierają się w umówionym miejscu przy świątyni w sercu dżungli, gdzie ma być aktywowana magiczna mgielna bariera, która odgrodzi resztę kontynentu od wydostających się z przeklętego półwyspu demonów. Nie pytajcie mnie, jak to dokładnie działa, bo nie do końca to zrozumiałem, ale najważniejsze jest to, że cały plan się sypie i KTOŚ za wcześnie aktywował barierę, przez co Bohaterowie zostają uwięzieni i muszą znaleźć sposób, jak się wydostać. No i ustalić, kto spośród nich jest fałszywy, bo miało być sześciu Bohaterów, a przyszło siedmiu.

 

 

Pozostali to:

Maura - wysoka pani w fioletowej sukni (?). Święta od Gór, która potrafi potężnie przyklepać. Ma wyraźne skłonności przywódcze i nauczycielskie, bo jest jedyną osobą, której słucha pewien denerwujący dzieciak. Niestety szybko się też denerwuje i bardzo nie lubi rzeczy, które nie pasują do jej poglądów.

Chamot - wspomniany irytujący dzieciak w zielonych szmatkach, przez co przypomina trochę żabę. Wszystkich podejrzanych najchętniej by torturowała albo z miejsca zabiła - bo jeśli nie są prawdziwi, to od razu będą wiedzieć (jeden płatek ze znamienia Bohatera stanie się u wszystkich czarny). Ma jakąś potężną moc i jest w stanie nią naklepać każdemu, stąd jej bezczelność. Nosi też cały czas ze sobą kłos - po co? By wywołać odruch wymiotny, proste.

Hans - płatny zabójca, co stanowi dowód, że wśród kryteriów wyboru stosowanych przez boginię moralność czy pobożność nie mają priorytetu. Hans jest chyba jeszcze bardziej bezczelny niż Chamot, jak również stylizuje się na kota (czy też catboya): ma sztuczny (chyba?) ogon i co chwilę wplata "nyaa" w swoje wypowiedzi. Jego śmiech jest tak denerwujący, że gdyby to zrobił obok mnie, prawdopodobnie spróbowałbym zrobić mu krzywdę - co niestety źle by się dla mnie skończyło, bo Hans jest niezwykle zwinny i zna swoje rzemiosło. Można powiedzieć, że ma te "kocie ruchy"... I will see myself out.


Fabuła od tego momentu rozwija się tak, jak można to przewidzieć: Bohaterowie omawiają reguły aktywacji bariery i stają się coraz bardziej podejrzliwi wobec siebie. Dramatyczna szarpanina ciągnie się aż do finałowego odcinka, bo dopiero wtedy zostaje ujawnione, kto jest fałszywym bohaterem. Niestety intrygi nie są jakieś specjalnie wyrafinowane i raczej stanowią głównie pretekst do młócki - a według mnie szkoda, bo była szansa na porządną fabułę detektywistyczną, gdzie każda z postaci ma jakiś motyw, została przyłapana na jakimś kłamstwie i widz sam może się zaangażować i próbować odgadnąć, kto jest sprawcą. Tutaj ten element jest znacznie zredukowany.

No ale mamy finałowy odcinek i przyszedł czas na ujawnienie, który z Bohaterów jest fałszywy i to jest główny powód tego, że zdecydowałem się o tym anime napisać. Bo ustalenie tożsamości sprawcy następuje literalnie tak: "lol właśnie żeśmy znaleźli pod ziemią kamienne tablice dokładnie opisujące, jak aktywować barierę i teraz już wiemy, że to właśnie ta osoba to zrobiła xD"

Jako widz jesteś niemal bez szans, by samemu się domyśleć - to tak jak w powieści detektywistycznej na samym końcu okazuje się, że mordercą był ktoś, kto na kartach powieści wcześniej się w ogóle nie pojawił. Uważam, że jest to mocno nie fair i przez to całą fabułę mam za tandetę - a szkoda, bo było kilka ciekawych wątków dotyczących natury potworów, o których powiedziano nam bardzo mało. Na końcu pojawia się ciekawy plot twist, którym Bohaterowie jednak "nie mają teraz czasu się zająć", co tylko dopełnia w moich oczach obraz bałaganu i tandety.

Ile z tego można było uniknąć, gdyby twórcy anime krytyczniej podeszli do materiału źródłowego? Czy kolejne sezony byłyby lepsze? Tego się nie dowiemy, bo anime zaliczyło klapę i kontynuacji prawie na pewno nie będzie. Samej light novel powstało w sumie sześć tomików (plus jakiś jednotomowy spin-off) i od paru lat seria jest w zawieszeniu, czyli w praktyce porzucona.

O ile autor nie pisze czegoś innego pod pseudonimem, to chyba w ogóle zmienił karierę, bo nic innego już nie wydał - a szkoda. Ja sam mam ostrożną ochotę sięgnąć po kolejne tomiki light novel (wszystkie zostały przetłumaczone na angielski), ale biorąc pod uwagę powyższe chyba dam sobie spokój.