sobota, lutego 19, 2022

Dr. Stone: Stone Wars

Dr Stone jaki jest, każdy widzi. Adresowany raczej do młodszej części publiki (szacuję, że w przedziale wiekowym 10-13 lat - nie bijcie), z mocno przegiętą fabułą i twarzami postaci żeńskich, na których może lądować Boeing z Maseczkami. Jest to jak dla mnie jedno z lepszych anime, jakie miałem przyjemność oglądać w ostatnich paru latach.
Stone Wars to już druga seria, opowiadająca o ataku na bazę Tsukasy, pragnącego stworzyć prymitywny świat superludzi, w opozycji do Senku, który chce uratować siedem miliardów skamieniałych istnień i przywrócić naukę do stanu sprzed kataklizmu, do czego ten koleżka - gdzie chemia, fizyka, biologia i reszta nauk ścisłych are his bitch (suck it down) - jest całkowicie zdolny. Pierwsza seria osiągnęła jak dla mnie poziom geniuszu (a przynajmniej Scen, Które Zapamiętam) opowieścią o ojcu Senku, która w swojej konkluzji miała element rodem z Xenogears. Seria druga ma tylko dwanaście odcinków, ale jest... intensywna, ponieważ wszystkie przygotowania i wynalazki z pierwszej serii znajdują tutaj swój użytek. Maszyna parowa, telefon, walkie-talkie (bo smartfony to nie są i nie będą, dopóki Senku nie oplecie planety na powrót satelitami): to wszystko zostanie wykorzystane do odzyskania "magicznej" jaskini, gdzie jest składnik zdolny nie tylko ożywiać skamieniałych ludzi, ale też posłuży do wyprodukowania dynamitu, który wysadzi (ha!) plan Tsukasy w powietrze. Nowy wynalazek to "tarcza z papieru", której zrozumienie kompletnie mnie zniszczyło, bo literalnie karoserie samochodów w naszym świecie są produkowane na tej samej zasadzie.
Nie spoilując zanadto: dowiemy się, dlaczego Tsukasa jest taki, jaki jest i będzie emocjonalny climax tej historii. Będzie plot twist, będzie akcja, będą cuda z kapelusza wyczarowane przez Senku, przy których MakGajwer to nowicjusz. I anime sprzedało mi to wszystko w sposób przekonujący, fascynujący i dało poczucie dużej satysfakcji, co nie zdarza się często. Ale, podobnie jak część pierwsza, dało mi jeszcze coś, co brzmi może górnolotnie, ale dalej jest prawdziwe: dumę z osiągnięć cywilizacji. Często sobie myślę, że lepiej byłoby nam bez tych ynternetów, irytujących clickbaitów, wynalazków oddalających ludzi od siebie (atomizacja społeczeństwa, jeśli chcemy poudawać mądrych). Ale Dr. Stone pokazuje mi, jak cudownym wynalazkiem są lekarstwa, ile trudu i pomyślunku trzeba, aby zrobić lodówkę albo zwykłą baterię czy żarówkę. Najczęściej postęp technologiczny wspominany jest w kontekście zanieczyszczenia środowiska (które najprawdopodobniej wkrótce zmieni naszą cywilizację to na znacznie gorszą) i broni masowej zagłady, ale jest też ta dobra, optymistyczna strona - i tym uczuciem Dr. Stone wręcz promieniuje.

1 komentarz:

WolfStar pisze...

Jedyne z czym miałem problem jeżeli chodzi o te anime, to większość twarzy dziewczyn.
Nawet po tym jak obejrzałem Akagiego, to nie mogę się przemóc do obejrzenia Clannad, a słyszałem, że to całkiem ciekawe anime. Dr.Stone obejrzałem dlatego, że pomysł "ludzie zamieniają się w kamień i trzeba odbudować cywilizację" zaciekawił mnie, a połowa twarzy w anime nie wyglądała źle.
Nie wiem jak się skończy Dr.Stone, ale póki co bardzo czekam na trzeci sezon i to co Senku tam "wyczaruje".