sobota, września 12, 2020

hejt na odcinek czwarty Fullmetal Alchemist: Brotherhood

 Pierwszą adaptację anime Fullmetal Alchemist oglądałem kilkanaście lat temu i niewiele z niej pamiętam: głównych bohaterów, pierwszy ending, drugi opening, akcję z chimerą. Tak, tę niesławną, zmemowaną na wszelkie sposoby ("a jak robi piesek?" "E...dward...") akcję, gdzie jeden chory pojeb łączy swoją córeczkę z ich psem, tworząc chimerę, która zdaje się poznawać zarówno tatę, jak i Edwarda, i chce się z nimi bawić, choć niezbyt jej wychodzi życie w nowym ciele. I co najbardziej przerażające, tenże zwyrodnialec, Shou Tucker, nie wykazuje żadnych śladów żalu czy smutku - przejmując się jedynie tym, czy odnowią mu licencję i czy będzie miał z czego żyć.

Stop it. Get some help

I już pierwszy zarzut: tak ciężkie zaburzenia psychiczne Shou Tuckera bardzo mi nie pasują do reszty osobowości: na pozór spokojny i sympatyczny, był w związku małżeńskim, osiągnął jako taki sukces naukowy. To nie są cechy psychopaty, którym w rzeczywistości jest - nie uznaje norm moralnych społeczeństwa i nie jest zdolny ich sobie przyswoić, jest skupiony wyłącznie na sobie i tak dalej. Jasne, psychopaci czy osoby z innymi tego typu zaburzeniami psychicznymi mogą do pewnego stopnia maskować, udawać normalne reakcje - ale wszystko ma swoje granice. Tak ciężkie wynaturzenie Shou Tuckera stoi według mnie w jaskrawej sprzeczności z resztą jego postaci i ciężko mi jest w nie uwierzyć - a uważam, że mam dużą odporność na nielogiczności i zwyczajne bzdury, które serwują nam w anime.

 

Po drugie, Edward. Pierwszej adaptacji anime wystawiłem na MAL raczej niską notę, ale przez lata zapomniałem dlaczego. Edward Elric szybko mi przypomniał - bo nie mogę ścierpieć tego bohatera.
Bo to jest tak: ten mały gnojek nie dość, że o mało co nie zabił własnego brata, to jeszcze ma czelność gniewać się na innych za to, co się stało: na boga, na porządek świata, na władzę i tak dalej, i na wszystko to leje przy każdej możliwej okazji i pokazuje, jaki to on nie jest cwany i zajebisty. Problem polega na tym, że jego supermoce: wiedza na temat alchemii (fakt, że udało mu się połączyć duszę brata z obiektem nieożywionym, dziwi wszystkich i wydaje się, że mało kto jest w stanie ten wyczyn powtórzyć) czy zdolność transmutacji bez rysowania żadnych kręgów została mu przez kogoś dana. Nie zapracował na nią, nie miał długiego training arc, nawet poświęcenie czegoś w zamian wydaje się niesprawiedliwe: łapsko (w dodatku zastąpione metalowym ramieniem, które de facto z kaleki czyni go silniejszym) za niesamowitą wiedzę, niedostępną dla innych? Sorki Edwardzie, ale dla mnie jesteś zadufanym w sobie dzieciakiem, który dostał za dużo drogich zabawek i jeszcze ma czelność mieć o to pretensje, a za wszystkie nieszczęścia, które cię spotkały, jesteś osobiście odpowiedzialny i ci się należało.

 

Po trzecie i ostatnie, starsza adaptacja anime szybko wypstrykała się z materiału źródłowego i zaczęła tworzyć własną historię. Tam Shou Tucker powraca, w bardzo groteskowej postaci i z niewesołą historią, a zresztą cały ten szokujący wątek (i wcale mnie nie dziwi, że ludzie go memują: żarty to pewien sposób na oswojenie się ze zdarzeniami i informacjami, nawet jeśli są niestosowne, patrz: beka z 9/11) był rozciągnięty na parę odcinków. Tutaj wszystko rozwiązano w jednym, bo Shou Tucker i dziewczynko-pso-chimera zostają na jego końcu zabite, trochę z zemsty, trochę z litości. Tak ciężka i odpychająca historia przez ten zabieg została umniejszona i zamieciona pod dywan, nabrała cech throwaway wątku, żeby pokazać... właściwie co? Przekleństwa alchemii (co już wiemy dzięki głównym bohaterom)? Jacy ludzie potrafią być paskudni (co też już wiemy, bo alchemicy wymordowali całą prowincję na polecenie dowództwa)? Żeby pokazać jakieś cechy głównego bohatera (Edward bije Tuckera po twarzy w bezsilnym geście rozpaczy, który widzieliśmy w setkach innych produkcji i który nie ma żadnego znaczenia wobec czegokolwiek)? Nie, według mnie był to tylko tani i tandetny zabieg obliczony na wywołanie szoku u widza i niczego więcej, a mówi wam to ktoś, kto jest fanem Made in Abyss.

 

Bardzo ciężko mi się ogląda Fullmetal Alchemist: Brotherhood, bo nie lubię głównych postaci, historia mnie niezbyt interesuje, a kliszowatych gagów jest jak na mój gust za dużo. Jedyne, co mnie przy tym trzyma, to chęć zobaczenia, czy się polepszy i czy faktycznie zasługuje, by być na topie najlepiej ocenianych produkcji anime na MAL.

Brak komentarzy: