sobota, września 05, 2020

Vtubers: moje stosunki z

 Zjawisko "wirtualnej youtuberki", gdzie postać podkłada głos, a jej ruchy są przekładane na animowanego avatara, jest mi znane od dość dawna: Kizuna Ai, KSON, a nawet raczej skrajne przypadki jak Deep Web Underground, omawiająca niezbyt family-friendly tematy (i gdzie aktorka porno Karina Nishida ją cosplayowała w JAV, a potem vtuberka zrobiła wywiad z osobą odgrywającą ją w tymże pornosie - trochę to skomplikowane). A potem, na początku 2020 roku, walnęła pandemia i popularność wszystkiego na YouTube eksplodowała - nawet mój własny kanał zaliczył na czas lockdownu 150% wzrost czasu oglądania.

 

 

Nie pamiętam już, jak trafiłem na vtuberki - czy ktoś wrzucił link na twittera, czy sam wlazłem poprzez rekomendacje YT. Faktem jest, że jednym z pierwszych nagrań było Asacoco od meme dragona: Kiryu Coco. Oprócz zaskoczenia na zasadzie "co tu się odpiernicza" tknęło mnie jeszcze coś: głos Coco oraz fakt wplatania licznych przekleństw po angielsku był mi skądś znany... Ponoć mówienie o tożsamościach i innych rolach vtuberek jest w bardzo złym guście (czytaj: psuje ludziom ich fantazje, na tej samej zasadzie, gdzie idolkom j-popowym nie wolno mieć chłopaka i jeśli ją z takim złapią, to musi kajać się publicznie - a to nawet ktoś taki jak ja uważa za przegięcie i patologię), ale tu sprawa jest na tyle jawna, że stwierdzić, że Coco to KSON, to powiedzieć rzecz oczywistą. Zainteresowałem się też, jak to wszystko działa: i dowiedziałem się, że oprócz vtuberek niezależnych są też całe firmy zajmujące się ich "produkcją": Hololive, Nijisanji, VOMS i pewnie mnóstwo innych, o których nie mam pojęcia.

 

 

 

Nie będę udawał, że wiem o całym tym biznesie jakoś dużo - bo po prostu nie mam czasu tego śledzić. Jakieś największe dramaty (Aloe) i memy do mnie docierają, ponieważ armia dzielnych tłumaczy śledzi kilku(nasto)godzinne streamy i przybliża co ciekawsze rzeczy spragnionej... hmm, właściwie czego publice? Sam nawet popełniłem jedno takie tłumaczenie, bo w sumie to był tylko jeden 30-sekundowy fragment z godzinnej transmisji, który zrozumiałem w całości, ale na więcej nie starcza mi doby. Natomiast są ludzie, dla których vtuberki zaspokajają coś więcej, niż dzienną dawkę memów i dobrej zabawy: to jest jakiś symulator bliskości, posiadania koleżanki/kumpeli, na podobnej zasadzie do tego, dlaczego niektórzy oglądają dyskusje "Best of the Worst" o kiepskich filmach: bo tworzy to iluzję, że mają kumpli o podobnych zainteresowaniach. Jest w tym jakiś głęboki smutek, że twoimi znajomymi stają się streamerki/entertainerki, ale biznes musi się kręcić - i ludzie będą sypać kasą w superczatach, aby ta osoba z ekranu ich zauważyła. Oczywiście są to przypadki skrajne (a przynajmniej taką mam nadzieję), ale uświadamiają mi, jak wiele jest w nas samotności i niezaspokojonych potrzeb bliskości, a i same vtuberki tej sytuacji nie poprawiają, bo gdzie popyt, tam i podaż.



O ile aktorka (a pewnie rozwój technologii modulacji głosu pozwala na to, aby był to również i aktor) ukrywająca się za avatarem odgrywa jakąś konkretną postać, tak często po jakimś czasie maska opada i wyłażą na wierzch prawdziwe cechy charakteru, które - dzięki względnej anonimowości - można z pewną dozą swobody eksponować. Pierwsza do głowy przychodzi mi Otogibara Era - która na początku grała skromną, cichą postać, by wkrótce wylazła z niej prawdziwa (a przynajmniej ja tak sądzę) natura rozczarowanej życiem, cynicznej singielki, która wydaje z siebie autystyczne odgłosy podczas grania w gry, spędzając samotnie czas w zasyfionym mieszkaniu, nie przejmując się już niczym. Mój ulubiony klip z nią to ten, gdzie wywala równowartość ponad 3 000 zł na jotpegi w gacha, co jest chore samo w sobie, a streamerka to rozumie, ale nie może przestać.


 

 

Inny przykład to Natsuiro Matsuri, która zadziwiła mnie swoją znajomością takich doujinów, których znajomością raczej nie wypada się chwalić i których nie uważam za rozrywkowe ("Geiger Counter"), natomiast Matsuri wydaje się być ich entuzjastką. Dość powiedzieć, że jest z niej "lewd" postać, ale tu i ówdzie przebijają rzeczy zwracające większą uwagę: jak to próbowała dziabać ludzi nożyczkami, albo jak to chciałby "pochlastać nożem faceta". Moja hipoteza jest taka, że gdyby aktorka grająca rolę Matsuri nie odnalazła się w biznesie streamingowym, tylko była zmuszona przez życie wyjść do ludzi, to źle by się to skończyło dla obu stron. A może po prostu moja wyobraźnia płata mi figle...

 

 

Ale życie nie jest czarno-białe i jest też mnóstwo pozytywnych przykładów: śpiewająca piosenki i zbyt często hiperwentylująca się owieczka Watame, zdobywająca coraz większą popularność swoimi roztaczającymi wokół radość letsplayami Inugami Korone (i jej koleżanka Nekomata Okayu)... Ale vtuberka może zyskać rozgłos w mediach społecznościowych jedną akcją, najczęściej zbereźną: "I'm horny!" Marine czy "tekoki" Kagury Mei. Albo słynne już "let's kill da ho!", dzięki któremu w ogóle usłyszałem o VOMS i Pikamee, której płynne przechodzenie między angielskim i japońskim fascynuje mnie i zadziwia.

 

 

 

Ale dopóki za pociesznymi animowanymi avatarami stoją prawdziwi ludzie, to będą też i problemy: a to aktorka grająca Hitomi Chris wzięła od pewnego (swoją drogą też paskudnego) kolesia pieniądze na zakup sprzętu do nagrywania w zamian za usługi seksualne, a po otrzymaniu pieniędzy usunęła go z kontaktów, koleś nie dostawszy czego chciał zaczął się mścić i Hitomi Chris wyleciała z Hololive po niecałym miesiącu. Albo wspomniana Aloe, która nie ukryła swojego testowego streamu, powiedziała publicznie parę opinii za dużo i też się skończyło. Zresztą pewnie wydarzyło się też wiele innych historii, o których nigdy się nie dowiemy.

 

Podsumowując (proszę wstać, bo będzie kazanie): vtuberki, podobnie jak wszystko inne, są okej, ale w rozsądnych ilościach. Nie siedź godzinami nad ich streamami, nie wydawaj setek złotych ciężko zarobionych pieniędzy na dotacje i superczaty, nie przeżywaj ich dramatów. Ciesz się tłumaczonymi klipami, śmiej się z memów, wrzucaj na media społecznościowe te filmiki i artworki, które uznasz za fajne. Nie zapominaj, że za avatarem siedzi człowiek, który chce zarobić/zyskać popularność i do ciebie należy ocena, czy to się należy, czy nie. Są vtuberki z dedykowanym oddziałem rycerzy na białych koniach (Towa-sama na ten przykład), co jest według mnie przesadą - to dla vtuberek jest biznes, nie hobby. Nie trać głowy (i główki) dla animacji na ekranie.

 Mylę się w czymś? Moje opinie to herezje? A może chcesz mi polecić jakiś ciekawy klip czy vtuberkę, której jeszcze nie znam? Daj mi znać w komentarzu.

1 komentarz:

Kondzio pisze...

Poleciałeś z tym podsumowaniem o samotności i braku znajomych.

Zastanawiam się czasem nad modelem biznesowym opartym na superczatach i w czym jest lepszy od ślepego wrzucania pieniędzy w gry typu gacha. Z czegoś trzeba żyć, a za vtuberami stoją jeszcze menadżerowie, techniczni i tak dalej. Pozostałe źródła zarobku to gadżety i bonusy, które można normalnie kupić oraz kolaboracje z innymi markami. Jestem ciekaw, czy ta nowa, na dobrą sprawę rodząca się na naszych oczach, gałąź przemysłu rozrywkowego za parę lat będzie się w stanie sama utrzymać, czy bańka pęknie i pozostanie tylko pasożytowanie na desperatach. Na pewno będę ten temat uważnie śledził.

Jeśli o mnie chodzi, wpadłem w otchłań za sprawą vtuberów szczególnie uzdolnionych muzycznie/wokalnie - Suisei, Towa, Izuru z Holostars, czy Melissa z Nijisanji. Sytuacja przypomina mi trochę końcówkę ubiegłej dekady i eksplozję Vocaloidów, dzięki którym uaktywniło się wielu świetnych artystów - amatorów, a dziś znaczna część z nich pracuje w przemyśle rozrywkowym i spotkała się z międzynarodowym uznaniem. Talentom stojącym za wirtualnymi tuberami życzę jak najlepiej i jestem ciekaw gdzie będą za dziesięć, czy dwadzieścia lat. O ile do tego czasu nie nastąpi jakaś apokalipsa i tylko starzy ludzie będą wspominać "jak to było fajnie kiedy mieliśmy internet".

A propos życzenia dobrze, wszystkim zainteresowanym zjawiskiem vtuberów i kierunkiem w jakim zmierza, polecam zwrócić uwagę na Tamaki Inuyamę. Jako jeden z nielicznych przypadków, gdy ktoś oficjalnie przyznaje się, kim jest poza swoją wirtualną personą, Tamaki często publikuje przypominające wywiady kolaboracje z popularnymi vtuberami, gdzie pomaga im przedstawić się z tej ludzkiej strony, a przynajmniej takie wrażenie odnoszę.

Poruszany we wpisie temat jest obszerny, dużo można już powiedzieć (szczególni gdybyśmy chcieli wymieniać i komentować swoje ulubione klipy), a w niedalekiej przyszłości startuje anglojęzyczny oddział Hololive, więc materiału będzie coraz więcej, przystępnego jak nigdy wcześniej. Żyjemy w ciekawych czasach.