niedziela, listopada 22, 2020

[na szybko] Re: Zero, część pierwsza sezonu drugiego

Pierwszym moim wpisem na tym wyciągniętym z odmętów niepamięci blogu była opinia o pierwszej serii Re: Zero, które to anime wzięło mnie kompletnie z zaskoczenia. Kolejne wpisy, sądząc po ilości wyświetleń, radzą sobie "nieco" gorzej, podobnie jak pierwsza część drugiej serii Re: Zero haha lol #zaorane. Oto trzy powody dlaczego tak uważam:

1. Brak elementu zaskoczenia. Pierwszą serię oglądałem z takim podejściem, że jest to coś co najwyżej przeciętnego i popularnego jedynie dzięki memom "kocham Remilię". Seria okazała się być zbiorem różnorodnych pomysłów, gnała przed siebie od zagadek niemal detektywistycznych po sceny batalistyczne i szarpnęła mnie parę razy, o czym zresztą pisałem. Seria druga też ma parę plot twistów, które jednak rzadko mają jakiś istotny wpływ na coś, bo toną one w morzu bzdur. 



 

 2. Morze bzdur. Moja hipoteza jest taka, że w pierwszej serii poleciano z adaptacją light novels całkiem szybko, w związku z czym sporo dialogów (i związanego z nimi rozwodnienia fabuły i cringe'u) poszło pod nóż. Ta część zdaje się adaptować wszystko dużo bardziej szczegółowo, w związku z czym bohaterowie pierniczą o sprawach, które mnie nie interesują, nie mają w danej chwili znaczenia albo *mogą* być ważne później, a nie idzie ich spamiętać. Jakieś klony? Loli z biblioteki nie chce żyć i czeka 400 lat na wuj wie kogo? Królicza bestia? Wiedźmy toczą jakąś kłótnię nie wiadomo w sumie o co? Może to moja wina, bo z racji zmęczenia pracą mój mózg nie pracuje na pełnych obrotach i mogłem po prostu tego wszystkiego nie zrozumieć, ale chyba nie.

 


 



3. Nuda. Przez większą część serii albo ganiają się po ciemnym lesie, albo siedzą na defaultowej tapecie Windows XP i piją płyny owodniowe ducha (?) uważającej się za sprytną wiedźmy (najlepsza postać jak na razie btw). Większość emocjonalnych "peaków" z pierwszej serii jest według mnie źle pokazana, czyli bez należytego podbicia, jak i payoffu: wielki potwór masakruje mieszkańców samobójczo rzucających się w obronie Subaru, ale potem ten wątek znika to tak szybko, jak się pojawił i w sumie nie ma na Subaru wpływu. Homoczarodziej morduje Ram i Garfiela, a potem daje się zeżreć żywcem przez króliki, ale co z tego? Mamy epizod z rodzicami Subaru, ale jego historia ani mnie nie poruszyła, ani nawet nie jestem pewien, czy sam sobie tego wszystkiego nie wymyślił, żeby poczuć się lepiej. Są dobre momenty, tak jak cały pierwszy odcinek, yandere Emilia, plot twist z Roswaalem, ale znowu nie do końca to wszystko rozumiem.


 

Jakoś spodziewałem się, że kontynuacja nie porwie mnie tak jak pierwsza seria, ale jak dla mnie było jeszcze gorzej, niż się obawiałem. Nawet się nie złościłem na to wszystko - po prostu obejrzałem i jakoś znienacka się skończyło, tyle. Były dobre momenty, wartości produkcyjne są nadal wysokie i Echidna jest spoko, ale gdybym zobaczył coś takiego jako pierwsze, to na pewno nie oglądałbym dalszego ciągu.

Brak komentarzy: